środa, 10 czerwca 2015

178. Moje zabawy z Joybox'em - cz. 2

Ostatnio nie potrafię wyrobić się z postami, zawsze coś... Dziś obiecana druga część mini recenzji produktów, które znalazłam w swoim Joyboxie... Miłego czytania :)





1. Timotei - odżywka z olejkiem arganowym

Zanim powiem jak mi się sprawdziła, jeśli będziecie miały możliwość albo macie ten podukt spójrzcie na tył - ten kto wymyślił tak mikroskopijną czcionkę na tej butelce powinien spędzić wieczność na odczytywaniu tych mrówek - normalnie można "połamać" mózg i oczy próbując cokolwiek odczytać.

No dobra, jeśli chodzi o moje włosy to odżywka była słabiutka, coś tam robiła ale efekt był mizerny. Natomiast moja córa ją po prostu uwielbia, po zastosowaniu jej włosy są jedwabiste, podniesione, genialnie się rozczesują i przepięknie pachną.

Ocena: dla mnie mizeria, wg córy duża 6



2. Elair - lakier do paznokci

Przepiękny kolor, długo utrzymuje się na płytce, nie odpryskuje, nie ściera się. Jedna warstwa wystarcza, by pokryć paznokieć. Same plusy.


Ocena: genialny produkt, jak będę potrzebować większej ilości albo będę mogła podpiąć się pod czyjeś zamówienie na pewno skorzystam. Polecam



3.  Stenders - krem na dzień

Pisałam o nim w denku. Tak sobie nawilżał, nadawał się pod makijaż. Cena jednak nadal mnie odstrasza i po próbce (jak prawie zawsze) nie zauważyłam niczego tak zarąbistego, by wydać tyle kasy, na przeciętny krem.

Ocena: przeciętniak



4. Rimmel - podkład - Lasting finish 25 hr






Muszę się przyznać, że za pierwszym razem trochę z nim popłynęłam i jak zobaczyłam się w lustrze pobiegłam do łazienki, by natychmiast umyć twarz - całkowicie i z lekką ręką zrobiłam sobie totalną tapetę.
Następnym razem byłam już bardziej świadoma i zakochałam się w tym podkładzie. Jest genialny: dobrze się rozprowadza, nie smuży, jest długotrwały. Jego krycie można budować (na górze widzicie kawałek mojego polika bez i z jedną dość cienką warstwą); nie podkreśla suchych skórek. No i dodatkowo daje mat ale nie ten płaski, tapetowaty (który czasami można było sobie sprawić przy Revlon colorstay) tylko taki przyjemny, lekko satynowy. Przy chłodniejszych dniach nie muszę go w ogóle przypudrować, twarz zostaje przez cały dzień miła dla oka.

Ocena: genialny produkt, bardzo mi się podoba


5. MAC - tusz do rzęs



Tusz ma dość mokrą formułę i szczoteczka wyjęta z opakowania zawsze jest umazana dużą ilością tuszu. Sama szczoteczka jest silikonowa, dość duża z małymi kolcami.


Góra - bez tuszu; środek - 1 warstwa tuszu; dół - 2 warstwy tuszu



Góra - bez tuszu; środek - 1 warstwa tuszu; dół - 2 warstwy tuszu


Góra - bez tuszu; środek - 1 warstwa tuszu; dół - 2 warstwy tuszu

Mam "love - hate relationship" z tym produktem - raz go lubię i cenię, raz nienawidzę. Jednego dnia szybko i bezproblemowo mogę się nim pomalować: ładnie podkreśli, podkręci, nie sklei ani nie zostawi grudek, których nienawidzę. Następnego dnia cholera mnie bierze, nie dość, że ubrudzę się jak dziecko przy malowaniu, to wyczesanie grudek i sklejonych rzęs zajmuje mi milion minut i po czymś takim mam ochotę wyrzucić tusz do kosza.

Same możecie ocenić czy efekt Wam się podoba czy nie - uważam, że przy jednej warstwie jest całkiem nieźle.


Ocena: niezły produkt ale nie jest wart prawie 100 pln. Taki efekt mogę uzyskać o wiele tańszymi maskarami


A i jeszcze jedno - nie wiem czy tak też macie - ale zmycie tego tuszu jest długim procesem. Zmywając go miałam wrażenie, że on nigdy się nie kończy - po 2-3 wacikach czarnych jak węgiel  maskara nadal była widoczna na i pod oczami.



Podsumowanie

Bardzo przyjemne produkty trafiły się w tej części :) Jestem zadowolona. Każdy z nich znalazł swoje miejsce i swoje użycie.
Bardzo pozytywnie, bardzo przyjemnie i zdecydowanie spojrzę na następne pudełko Joy.

Część 1




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz :)