poniedziałek, 8 czerwca 2015

177. Na brązowo

Swoją przygodę z produktami brązującymi zaczęłam dwa lata temu. Na pierwszy ogień poszedł produkt z Lirene. To była totalna porażka, nie oczekując wiele dostałam wielkie NIC. Żadnego, nawet odrobinę ciemniejszego koloru, przyjemnego zapachu i czy jakiegokolwiek nawilżenia. Rok później spróbowałam analogicznego produktu z Dove. Poza pojawieniem się lekkiego koloru na moim odnóżach reszta była taka sama jak u poprzednika... chociaż nie, zapach a raczej smrodek był większy i po prostu nieznośny. Wyrzuciłam go przed skończeniem opakowania.....

Do brązującego masła z Bielendy podchodziłam więc bardzo sceptycznie. Zaryzykowałam, miałam cichą, totalnie cichutką nadzieję, że coś z tego będzie ale oczywiście pewności nie miałam.


BIELENDA
Ultra nawilżające brązujące masło do ciała
3 drogocenne olejki


Informacje podstawowe

Pojemność: 200 ml
Konsystencja: klasyczne masło do ciała
Zapach: dość słodkie, trudne do zdefiniowania
Kolor: mleczny z lekkim brązowym odcieniem
Olejki: makadamia, marula i kukui.
Obietnice producenta oraz skład:



Moja opinia

  • zmianę w kolorze skóry zauważyłam już po drugim użyciu, nie była może dramatyczna ale była widoczna dla mnie i moich znajomych;
  • producent pisze o pięknym, naturalnym odcieniu opalenizny... tu długo się zastanawiałam - ja opalam się na brązowo/czekoladowo, to masło oferuje odcień bardziej w stronę brązowo-żółtego - jest inny niż mój naturalny kolor opalenizny ale nie mogę powiedzieć,  że jest to kolor, który dają niektóre samoopalacze czy solarium;
  • fantastycznie dba o moją suchą skórę, skóra jest nawilżona przez cały boży dzień;
  • opalenizna utrzymuje się 4-5 dni - nie znika w 100% ale po tym czasie (bez systematycznego używania masła) moja skóra robiła się coraz jaśniejsza;
  • balsam dobrze się nakłada i o ile równo go rozsmarujemy (np. w zgięciach łokcia) nie ma zagrożenia, że będziemy mieć ciemniejsze plamy;
  • dobrze się wchłania (standardowo jak na masło) - jeśli jednak nałożymy większą ilość to możemy czekać nawet 15 minut zanim całkowicie wtopi się w skórę;
  • wydajność jest standardowa, nie ma się do czego doczepić,
  • zapach jest dość słodki, trudny do określenia czuć trochę makadamię trochę pozostałe olejki;
  • aromat utrzymuje się do momentu wchłonięcia w skórę, nie przenosi się na ubrania.




Jak widać zużycie jest bardzo duże, jeszcze 3-4 razy i będzie po maśle. Jestem z niego bardzo zadowolona - robi co ma robić: daje ładny kolor, nie śmierdzi i trwale nawilża skórę. Gdybym miała się do czegoś przyczepić, to wolałabym by kolor na skórze był bardziej brązowy... ale to tylko moja preferencja.
Masło kosztuje w granicach 14 pln jest więc odrobinę droższy niż Dove czy Lierene, bije je jednak na głowę we wszystkich kategoriach. Jeśli więc macie ochotę przybrązowić się tyćkę i nie przeszkadza Wam masło (albo macie suchą skórę jak ja) polecam przyjrzenie się właśnie temu produktowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz :)