piątek, 30 stycznia 2015

120. Organiczna orchidea

Prawdę mówiąc nie rozważałam zakupu tego akurat produktu, to była raczej decyzja podjęta w ostatniej chwili. Nie spieszyło mi się również, by zacząć go używać w pierwszej kolejności. Moim pierwszym typem do testowania było masło muszkatołowe z Apeczki Agafii.
Stało się jednak inaczej, masło z Agafii okazało się niezbyt dobrym pomysłem przy ostrej reakcji alergicznej, której nabawiłam się od żelu pod prysznic.
Masło poszło w odstawkę a ja wzięłam coś lżejszego - odtworzyłam:

Organic shop - mus do ciała

Organiczna wanilia i orchidea 


Podstawowe informacje

Pojemność: 250 ml
Konsystencja: dość płynna
Zapach: dość słodki, jak dla mnie, pachnie bardziej orchideą niż wanilią.
Dodatkowe informacje: brak SLS, parabenów, brak silikonów
Skład:



Pierwsze wrażenia i moja opinia

Po pierwsze to nie mus, to balsam i to dość płynny, nie lejący ale na pewno nie można tego pomylić z musem. Nie wiem po co nazywać jakiś produkt takimi wyrażeniami jeśli na pierwsze oko, nawet bez otwarcia opakowania widać, że to w 100% balsam.
Po drugie jest to jedyny zakupiony produkt, który nie miał ochronnego wieczka więc na początku wszystko było upaprane produktem. Zamykanie produktu kończyło się tym, że balsam wyłaził na zewnątrz - niby drobnostka ale czasami właśnie takie rzeczy decydują o wielu rzeczach.
Po trzecie zapach - dość intensywny, słodki.




Nie powiem, że przeżyłam jakieś druzgocące rozczarowanie, że nie jest to mus ale trochę się negatywnie zdziwiłam. Mus to intrygująca konsystencja i byłoby ciekawie jej używać ale cóż "widziały gały co brały".
Najbardziej kluczową sprawą, w takich kosmetykach jest ich działanie i tu może kilka zdań właśnie o tym. Moim skromnym zdaniem "mus" nawilża przeciętnie +, a nawilżenie nie utrzymuje się jakoś spektakularnie długo. Nie oczekiwałam może nawilżenia super hiper długiego ale tutaj po raz drugi odczułam rozczarowanie. Muszę jednak powiedzieć, że spokojnie można nałożyć go większą ilość i nie roluje się, nie ślimaczy, nie tłuści ubrań. Dużym plusem jest to że mnie dodatkowo nie uczulił, nie podrażnił, nie szczypał jak nałożyłam go na nie do końca wyleczoną skórę.

Produkt niestety nie należy, wg mnie, do najbardziej wydajnych produktów na ziemi. Używam go od 10 dni (dwa razy dziennie) i jak widać została połowa - to odrobinę poniżej moich oczekiwań.

Zapach jest dość intensywny i jednostronny, utrzymuje się przez dłuższą chwilę i potrafi przenieść się na ubrania.

Podsumowując, jest to produkt który można wypróbować ale nie jest to zdecydowanie produkt, który zrewolucjonizował moją pielęgnację, nie podbił również mojego serca pod względem nawilżania, zapachu czy wydajności.
To taki produkt na 4= ; trochę wyżej niż przeciętny (bo jednak skład niezły, nie uczulał, nawilżał) ale nie dobry, ponieważ nie robił nic więcej niż przeciętny balsam z drogerii.

A Wy miałyście go, chciałybyście wypróbować?

środa, 28 stycznia 2015

119. Uprzejmie donoszę :-)

Nie wiem czy wiecie, ja np. nie miałam bladego pojęcia ale Bielenda ma w swojej ofercie takie oto perełki...










Wszystkie trzy nie posiadają formaldehydu.

Aż żałuję, że mam prawie nową odżywkę bo chciałabym spróbować tej regenerującej wersji.

A Was, któraś zainteresowała?



wtorek, 27 stycznia 2015

118. Styczniowe denko


Jestem w lekkim "niedoczasie" i trochę się blog zakurzył. Zwalę winę jak prawdziwa baba na: brak Internetu i mój szał sprzątania, który mnie ostatnio ogarnął. 

No ale dobra ale do rzeczy. Dziś zapraszam Was na styczniowe denko.

 


ŻELE POD PRYSZNIC


Le petit Marseillais – biała brzoskwinia i nektarynka. Pisałam o nim tutaj. Przepiękny zapach, dobrze się pieni. Niestety spowodował u mnie tak dużą reakcję alergiczną, że moja skóra nadal jest w bardzo złym stanie. Nie kupię więcej – nigdy przenigdy.


Fresh juice – marakuja i magnolia. Bardzo, bardzo wydajny produkt. Lekko galaretowata konsystencja. Dobrze się pieni, przyjemnie pachnie. Zapach nie zostaje na skórze. Nie wysusza. Kupię, inny zapach.


Biały Jeleń – łopian i jagoda. Najfajniejsza wersja żelu pod prysznic z tej serii. W całości zużyty przez moją córę, której tak podobał się zapach, że mi go zabrała. Przyzwoicie się pieni, nie wysusza, nie podrażnia. Kupię z całą pewnością.



TWARZ



Bielenda – olej do  mycia twarzy – sebu control. Pisałam o nim tutaj. Nie byłam fanką zapachu ani pseudo pianki, w którą się zamienia. Bardzo dobrze zmywał makijaż. Był wydajny. Nie kupię – znam inne lepsze produkty; zapach mi nie odpowiada.


Delia – żel do mycia twarzy. Niesamowicie wydajny produkt. Używałam go codziennie, wystarczył mi na kilka dobrych miesięcy. Przyjemnie pachnie, rewelacyjnie odświeża twarz, dobrze radzi sobie ze zmywaniem makijażu. Kupię, to bardzo dobry produkt.


Bielenda – płyn micelarny. Kiedyś bardzo lubiłam ten kosmetyk. Teraz też uważam go za wart uwagi ale mam wrażenie, że jakość jego trochę się opuściła (albo co bardziej prawdopodobne moje oczekiwania są większe). Płyn całkiem wyraźnie pachnie, całkiem nieźle zmywa tusz. Trochę się pieni, jest tak sobie wydajny. Ze dwa razy mnie zapiekł w oczy podczas demakijażu.  Na razie nie kupię, pojawia się tak dużo nowych produktów z tej półki a ja lubię je testować.



CIAŁO I WŁOSY

Veroni – mleczny peeling olejeowo-cukrowy. Ten produkt również doczekał się recenzji. Ten zapach mniej mi odpowiadał niż w pomarańczowej wersji. Niesamowicie dobrze radził sobie z oczyszczaniem mojej skóry. Zbita konsystencja powodowała, że peeling był bardziej wydajny. Zostawiał delikatną powłoczkę oleistą ale można było ją zmyć wodą. Kupię, pomarańczową wersję.


Bielenda – masło z awokado. Mój totalny ulubieniec w tej kategorii – recenzja. Przepiękny,  trwały zapach. Produkt bardzo wydajny, odżywiał , nawilżał moją skórę przez cały dzień. Genialny produkt. Kupię, zdecydowanie.


Biovax – mgiełka do włosów skłonnych do wypadania i przetłuszczających się. Następny niesamowicie wydajny produkt, miałam go całe wieki. Włosy po tym mgiełce mniej mi się przetłuszczały, nie były takie suche. Już kupiłam.


Green Pharmacy – żel do higieny intymnej. Bardzo przyjemny produkt. Dobrze myje, nie podrażnia, przyjemnie pachnie. Jedynym minusem jest pompka – po zużyciu ponad połowy opakowania, produkt pryska na wszystkie strony.  Na dwie pompki jedna zawsze lądowała gdzieś poza moją dłonią. Kiedyś do niego wrócę ale na razie mam co innego.



RÓŻNOŚCI


Green Pharmacy – arganowy krem do rąk. Super produkt. Fantastyczny zapach, dobrze nawilżał i zabezpieczał dłonie. Bardzo wydajny.  Zdecydowanie kupię.


Pumeks. Nie wiem jakiej jest firmy, kupiłam go w Tigerze. Dobrze ścierał zrogowaciały naskórek, nie kruszył się. Miałam go bardzo długo (najpewniej nawet za długo) i prawie nie widać po nim zużycia. Kupię

Nivea – mleczko do ciała. Miałam kilka próbek, niestety nadal nie lubię tego zapachu. Samo mleczko jest przeciętne. Nie kupię


Himalaya – pomadka ochronna. Pod koniec nieźle się z nią namęczyłam. Góra pomadki miała normalną konsystencję niestety środkowa część zmiękła na tyle, że pomadka „złożyła się” jak domek z kart. Właściwości odżywcze dość przeciętne.  Wydajny. Nie kupię, znalazłam lepszy produkt.


Nivea 0 Q10 krem na dzień. Bardzo przyjemny zapach, niestety jako krem na dzień u mnie się nie sprawdził, był zdecydowanie dla mnie zbyt bogaty, do tego nie nadawał się pod makijaż i jakby nie wchłaniał się. Do tego dość mocno się świeciłam. Nie kupię.

I to tyle w tym miesiącu, jestem ciekawa czy coś z tego miałyście, macie?


czwartek, 22 stycznia 2015

117. Truskawkowe Golden Rose

Jakiś czas temu podczas buszowania na wyspie Golden Rose natrafiłam na różnokolorowe pomadki. Nie wiedziałam, że GR poszerzył swój asortyment o te produkty, niewiele myśląc kupiłam wiśniową.
Niestety niedługo cieszyłam się pomadką. Moje córy mają niesamowitą umiejętność pożyczania (by tylko powąchać / zobaczyć) i gubienie moich rzeczy. Tak stało się i tym razem.

Kiedy byłam tam ponownie kilka dni temu postanowiłam przyjrzeć im się jeszcze raz. Niestety do wyboru miałam tylko klasyczną i truskawkową, wybrałam truskawkę.


W swojej ofercie Golden Rose ma 8 pomadek:
  • wiśniową (masło shea, witamina E)
  • klasyczną (masło shea, olej jojoba, witamina E)
  • owocową ( z witaminą A,E, B5)
  • perłową (aloes, olej jojoba, witamina E)
  • owoc granatu (masło shea, witamina E)
  • truskawkową (masło shea, witamina E)
  • z SPF 20 (aloes, masło shea, olej migdałowy, witamina E)
  • arbuzową (masło shea, witamina E)

Ich opakowania są kolorowe, przyciągające wzrok
 
Pomadka ma bardzo wytrzymałe zamknięcie na klik


Sztyft ma piękną czerwoną barwę z delikatnymi drobinkami

Skład:
POLYBUTENE, OZOKERITE, PPG-3 HYDROGENATED CASTOR OIL, OCTYLDODECANOL, PENTAERYTHRITYL TETRAISOSTEARATE, ETHYLHEXYL METHOXYCINNAMATE, CAPRYLIC / CAPRIC TRIGLYCERIDE,  HYDROGENATED POLYDECENE, BENZOPHENONE-3, BUTYL METHOXYDIBENZOYLMETHANE, CERA ALBA, HYDROGENATED POLYISOBUTENE, AROMA, SORBIC ACID, BUTYROSPERMUMPARKII BUTTER, TOCOPHERYLACETATE, SYNTHETIC FLUORPHLOGOPITE, BISABOLOL, OCTADECYL DI-T-BUTYL-4-HYDROXYHYDROCINNAMATE, FRAGARIA VESCA FRUIT EXTRACT, PHENOXYETHANOL, Cl 16035, Cl 15985, Cl 15850, Cl 77891, TIN OXIDE.



Zarówno wiśniowa jak i truskawkowa wersja wyglądają totalnie i niezaprzeczalnie jak pomadki z Nivei. Ta sama konsystencja, kolor, zatopione drobinki. Pomadka z GR nie pachnie jednak tak intensywnie. Po otwarciu i podczas nakładania czuć owoce, nie są one jednak tak jednoznaczne jak w Nivea. Osobiście dla mnie jest to pozytyw ale jeśli ktoś lubi wyraźne zapachy to warto o tym pamiętać. Zapach nie utrzymuje się długo, znika po kilku chwilach od nałożenia.

Dużym plusem jest zdecydowanie SPF - który w tej wersji wynosi 15 (jest również dostępna wersja z SPF 20).




Producent opisuje pomadkę jako produkt, który zabarwi nam usta na delikatny, czerwony kolor. W przypadku wiśni było to bardziej widoczne, tu truskawka trochę podbija mój naturalny kolor ust ale szału nie ma.
Usta po aplikacji są miło nawilżone i lekko błyszczące. Nawilżenie dość długo się utrzymuje, nie uważam jednak, by był to odpowiedni produkt na noc - to bardziej dzienny, standardowy sztyft.




Ogólnie uważam, że to niezła alternatywa dla pomadek z Nivea. W stopniu wystarczającym nawilżają usta w ciągu dnia.

Kiedy skończę ten egzemplarz to z całą pewnością będę polować na wersję z owocem granatu.



P.S. Dla ciekawych poniżej przestawiam skład truskawkowej Nivei.

Polyisobutene, Octyldodecanol, Ricinus Communis Seed Oil, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Hydrogenated Polydecene, Candelilla Cera, Myristyl Myristate, Butyrospermum Parkii Butter, Cera Microcristallina, Isopropyl Palmitate, Synthetic Wax, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Mangifera Indica Fruit Juice, Citrus Aurantifolia Fruit Juice, Tocopheryl Acetate, Vitis Vinifera Seed Oil, Bisabolol, Glycerin, Propylene Glycol, Mica, Aqua, Neohesperidin Dihydrochalcone, BHT, Citric Acid, Trideceth-9, Benzyl Benzoate, Parfum, CI 45380, CI 15985, CI 77891, CI 15850.


środa, 21 stycznia 2015

116. Temu Panu już dziękujemy!

Rzadko piszę posty o samych żelach pod prysznic. Zdarzało się, nie powiem ale generalnie uważam, że pisanie tylko o nich jest trochę bezcelowe. Produkty z tej grupy mają przede wszystkim dobrze myć, nie przesuszać, dobrze jeśli ładnie pachną.

No ale właśnie mają nie przesuszać, nie robić krzywdy skórze.

Dzisiejszy post będzie poświęcony skurczybykowi, który zrobił spustoszenie na mojej skórze.

Przestawiam Wam mojego skurczybyka


Żel otrzymałam od koleżanki na Mikołajki. Produkt pachnie przepięknie - tego mu nie odbiorę, zapach jest cudowny, takie lubię najbardziej - jest owocowy, orzeźwiający.




Używałam go przez ostatnie 2 tygodnie, no może trochę więcej. Na początku nie miałam żadnych problemów, po jakimś tygodniu codziennego używania moja skóra zaczęła być kapryśna. Trochę się wysuszyła, trochę swędziała. Nie skojarzyłam tego z żelem bo dzień wcześniej objadałam się pistacjami i czasami one tak właśnie na mnie działają. Niestety z dnia na dzień problem pogarszał się.
Nie zrobiłam zdjęć swoich nóg czy ramion ale zaczęły pojawiać się, w ilości hurtowej, duże, ciepłe, czerwone placki z grudkami. Placki swędziały tak, że drapałam się jakbym miała wszy.


Oczywiście widziałam skład i wiem co on oznacza ale: po pierwsze wcześniej miałam ze 4 próbki białej wersji i nie wywołał u mnie takiej reakcji a po drugie używam różnych żeli z najróżniejszym składem i jeszcze nigdy nie miałam takiej reakcji alergicznej.

Irytuje mnie nie tylko moja głupota, czy zbyt późne zorientowanie się w czym jest problem ale również to, że dałam się zwieść pięknemu zapachowi, marce.

Skutek jest taki, że musiałam odstawić wszystkie kosmetyki, przestawić pielęgnację na dermokosmetyki i maści od dermatologa.

Delikatnie mówiąc jestem wkurzona....

wtorek, 20 stycznia 2015

115. W poszukiwaniu idealnej codziennej maskary

Nie wiem jak Wy ale ja jak polubię kosmetyk to zaczynam testować inne produkty z danej firmy. Tak było z Białym Jeleniem i Bielendą. Od jakiegoś czasu bliżej przypatruje się firmie Eveline.

Do tej pory mnóstwo produktów przewinęło się przez moją kosmetyczkę - jedne okazały się bublami (np. odżywka do paznokci, czy utwardzacz), inne wręcz przeciwnie - stały się moimi ulubieńcami (np. pomadka ochronna).

Po pielęgnacji przyszła pora na kolorówkę. Do tej pory miałam dwa tusze z serii Extension Volume: czarny z fioletowym i zielonym wirkiem.

 Z fioletowej wersji byłam całkiem zadowolona, zielona niestety mnie lekko rozczarowała.


W domu zostały mi jeszcze dwa  i dzisiaj chciałabym Wam po krótce powiedzieć o:

Big Volume Lashes

Eveline










Tusz ma silikonową szczoteczkę



Obietnice producenta:

• zachwycająca zmysłowa objętość
• naturalna kusząca gęstość
• niewiarygodne uczucie lekkości
• odżywione i zdrowe rzęsy
• perfekcyjne rozdzielenie rzęs bez grudek.

Po pierwsze z deka rozśmieszają mnie wyrażenia typu: "zachwycająca zmysłowa..", czy "naturalna kusząca..." - skąd oni to biorą, totalnie rozkoszne.


No dobra ale do rzeczy.

Objętość i gęstość jest taka jak widzicie poniżej na zdjęciach. Po nałożeniu jednej warstwy jedno i drugie jest przeciętne - dla mnie super, ja preferuję naturalny wygląd rzęs ale dla osób, które chcą dramatycznego wyglądu tusz ten może się okazać niewypałem.

Zgodzę się jednak z uczuciem lekkości - tuszu w ogóle nie czuć. Nie lubię kiedy moje rzęsy są ciężkie czy też takie "chrupkie" w dotyku -  takich maskar unikam jak mogę. Tutaj zdecydowanie tego nie ma. Oczywiście nie mogę powiedzieć, by były one w dotyku w 100% naturalne ale nie są to druciki.

Trudno mi ocenić czy mam odżywione rzęsy - wiem, że nie wypadają, nie kruszą się, nie łamią a czy jest to zasługa tuszu... no cóż wątpię ale ok niech będzie.

No i ostatnie - rozdzielenie rzęs bez grudek. Czasami na szczotce widać grudki i potrafią się one osadzić  na rzęsach przy aplikacji, można je jednak bardzo szybko i kompletne bez problemowo wyczesać.  
Fantastycznie również je rozdziela i ustawia w odpowiednim kierunku. W moim przypadku zarówno na prawym jak i lewym oku, przy zewnętrznym kąciku, mam kilka niesfornych rzęs, które rosną mi niemalże na sztorc lub w kierunku oka. Tusz jest w stanie ustawić mi je prawie normalnie / standardowo- to duży plus.


Dodatkowo:

Maskara ładnie unosi i podkręca rzęsy - nie używam zalotki i w tym przypadku jest ona kompletnie nie potrzebna. Tusz również nie osypuje się w ciągu dnia, nie kruszy, ładnie zmywa się podczas wieczornego demakijażu.





Uważam, że jak na tusz za kilkanaście złoty to bardzo dobry produkt. Oczywiście można przyczepić się, że pogrubienie jest takie sobie. Jest rzeczywiście dość przeciętne ale tak jak napisałam wyżej, dla mnie, miłośniczki naturalnych rzęs to mi wystarcza, ja nie potrzebuję niczego więcej. 
Tusz jest łatwy w użyciu i demakijażu, dobrze wygląda na rzęsach. 

Nadal będę testować inne produkty ale obok kolegi z filotowym wirkiem czy dużo droższym Gorgio Armanim (eyes to kill) jest to mój pewniak i  do niego będę wracać.

piątek, 16 stycznia 2015

114. Urodzinowe zakupy - polska część 2

Pierwszą część moich zakupów pokazałam Wam już wczoraj (post). Masło (muszkatołowe) poszło w ruch i dziś pomaziałam się po raz pierwszy.

Wczoraj wieczorem przyszła druga paczka z moimi prezentami - pędzlami z Glambrush.

Jeśli jesteście ich ciekawe to zapraszam :-)


Pędzle do twarzy - T5 i T16



Obydwa pędzle są niesamowicie mięciutkie i przyjemne.

T5 - charakteryzuje się włosiem o dwóch długościach, możemy nim aplikować: róż, puder, korektor, rozświetlacz - ja kupiłam go z myślą o aplikacji różu i rozświetlacza.

T16 - na ten pędzel czaiłam się długo. Do tej pory podkład nakładałam Hakuro H50s, bardzo go lubię zauważyłam jednak, że trzymam pędzel pod kątem, robię to podświadomie bo jest mi tak wygodniej. Pomyślałam że T16 może okazać się produktem idealnym - ścięty pod kątem, dość zbity.
Jest po prostu przeuroczy (tak wiem, bardzo istotna cecha :-P)


Hakuro H50s vs Glambrush T16

Pod względem średnicy oba pędzle wydają się bardzo podobne jak nie takie same. Włosie w GB jest bardziej miękkie i chyba mniej zbite niż w H50s.



Pędzle do oczu - O4, O11, O10



O4 - pędzel do nakładania i rozcierania cieni. Jest dość zbity i sztywny. Czuć go na powiece ale nie w ten nieprzyjemny drapiący sposób.

O11 - pędzel do eyelinera. Jest mały, sztywny - bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa jak będzie się sprawował.

O10 - pędzel do rozcierania cieni lub nakładania korektora. Ja kupiłam go z myślą o rozcieraniu. Jest mniejszy niż O4, równie zbity i sztywny.

Żadnego z tych pędzli jeszcze nie używałam więc na razie niczego więcej nie powiem.


Oprócz tych pędzli mam jeszcze 4 inne z Glambrush - czy byłybyście zainteresowane osobną recenzją?


czwartek, 15 stycznia 2015

113. Truskawkowa pomadka od Eveline - mój Święty Graal?

Moja historia z pomadkami jest długa, wyboista i dość nużąca. Po kompletnej klapie jaką okazało się masełko do ust z Nivei i po niezliczonej ilości pomadek całkowicie przeciętnych było mi już wszystko jedno.
Pewnego dnia natrafiłam na pomadkę z Eveline. Do tej pory wszystkie produkty pielęgnacyjne z tej firmy sprawiały się dobrze lub bardzo dobrze więc niewiele myśląc sięgnęłam właśnie po nią.


Eveline - SOS argan oil



Informacje podstawowe



  •  Pomadki występują w trzech wariantach zapachowych: wanilii, wiśni i truskawki.
  •  Pomadka po otworzeniu ma mały rowek w środku, który wydawał mi się dość dziwny ale ma sens - fantastycznie dopasowuje się do kształtu ust.
  • Delikatnie pachnie truskawką. Nie jest to zdecydowany zapach, tak jak w pomadkach Nivea czy Bielendy ale da się go wyczuć.
  • Łatwo i szybko rozprowadza się po ustach, ma przyjemną konsystencję.

 


Moja opinia 

  • Pomadka jest treściwa, i jak dla mnie, idealnie nadaje się na noc lub na większy mróz.
  • Genialnie odżywia usta - nareszcie widzę jak kiepskie były poprzednie. Moje usta stały bardzo miękkie, przyjemne w dotyku - brakowało mi tego uczucia.
  • Jest bardzo wydajna i w tak małym, zgrabnym opakowaniu otrzymujemy dużą ilość produktu.

Pomadka z Eveline okazała się bardzo, bardzo dobrym produktem. Poza małym minusem, jakim jest odrobinę zbyt bogata formuła na cieplejsze dni, nie mam jej nic do zarzucenia.
Moje usta jeszcze nigdy nie wyglądały tak dobrze. W tym momencie mogę spokojnie używać matowej szminki z Bebeauty, która wcześniej niemiłosiernie podkreślała nawet najmniejsze suche skórki.

Na dzień dzisiejszy, a mam ją już dobre 3 tygodnie, jest to zdecydowanie najlepszy kosmetyk, jakiego miałam możliwość używać.

Jeśli szukacie pomadki, która zrobi porządek z Waszymi wysuszonymi ustami, warto się za nią rozejrzeć, jest duże prawdopodobieństwo że ją polubicie.



P.S Na pomadce jest informacja o SPF 20 na opakowaniu to SPF 10. Sprawdziłam na ich stronie - teoretycznie pomadka ma 20.


112. Urodzinowe zakupy - rosyjska część 1

Moje urodziny zbliżają się wielkimi krokami i postanowiłam trochę poszaleć.
Na fali ogólnego zachwycenia rosyjskimi kosmetykami wybrałam się do apteki i kupiłam taki oto pakiet:



(Nie)stety bardzo tendencyjny ale akurat to wpadło mi w oko i było mi "żywo" potrzebne. Ale po kolei




Gęste masło do ciała Muszkatołowe - odżywcze - Łaźnia Agafii
Przepięknie pachnące, niezwykle gęste masło o lekko zielonej barwie. Nie miałam jeszcze szansy by go użyć ale oczekiwania, nie ukrywam, mam bardzo duże.


Masło do ciała z olejkiem arganowym - "Młoda skóra" - Planeta Organica
Już nie tak etremalnie gęste jak poprzednik ale nadal jest to konsystencja bardzo treściwa. Przepięknie pachnie. Obok olejku arganowego wyczuwam coś owocowego ale nie jestem w stanie dobrze zwerbalizować tego zapachu.




Aktywne ziołowe serum na porost włosów - Apteczka Agafii
Osławione serum, o którym mówią niemalże wszyscy. Stosuje od kilku dni więc niewiele mogę powiedzieć o jego działaniu. Pachnie dziwnie ale przyjemnie, niestety mój egzemplarz lekko przecieka przy aplikacji - zawsze mam lekko mokre palce gdy go stosuje.


Mus do ciała - organiczna wanilia i Orchidea - Organic shop
Najmniej zbity, bardziej przypominający balsam (jest zbyt ciężki, jak dla mnie, by nazwać go musem) produkt. Jako jedyny nie posiada zabezpieczenia, należy więc uważać przy zamykaniu, otwiera by się nie umazać. Pachnie kwiatowo, słodko, pod tymi zapachami przebija się zapach klasycznej Nivei, co niezbyt mi odpowiada.


Regeneracyjny balsam do włosów - Apteczka Agafii
Pachnie przecudnie, jest dość gęsty, nie spływa z włosów. Użyłam raz i nie chce mówić zbyt dużo ale moje włosy polubiły się z tym produktem.

No i tyle, na polską część prezentów jeszcze czekam.

wtorek, 13 stycznia 2015

111. Akcja reanimacja

Jak być ofiarą to już przez duże "O".

Jak co rano tak i dziś malowałam się przy swojej toaletce. Nałożyłam na pędzel róż i lekko otrzepałam go o opakowanie...
Jakież było moje zdziwienie, kiedy połowa różu wypadła mi na wykładzinę. Po włożeniu niedobitków mój róż wyglądał właśnie tak



W związku z tym, że jest to mój prezent od Mikołaja postanowiłam go reanimować.

Pokruszyłam go na drobne kawałeczki......


Popryskałam alkoholem i przycisnęłam świeczką zawiniętą w papierowy ręcznik....
Po całej tej akcji przedstawiała się tak:



Zostawiłam go do wyschnięcia i sprawdziłam czy aby nie schrzaniła się pigmentacja.

Na moje szczęście okazało się, że jest tak jak być powinno





To było fajne ćwiczenie - muszę tylko pamiętać, by następnym razem bardziej rozdrobnić produkt i dodać mniejszą ilość alkoholu.



Zdarzyło Wam się reanimować jakiś kosmetyk?


poniedziałek, 12 stycznia 2015

110. Ja i awokado - czy to mogło się udać?

Nie lubię awokado, nie lubię tego zapachu, konsystencji, smaku. Zdarza mi się je kupować i przyrządzać ale tylko dlatego, że mój mąż i dzieci je lubią. Wymaga to jednak ode mnie sporej dozy samozaparcia i dobrego samopoczucia.

Moja animozja do tego owocu powodowała dużą niechęć do kupowania jakiegokolwiek kosmetyku z tym składnikiem - jestem bardzo wrażliwa na zapachy i na samo wspomnienie odechciewało mi się wszystkiego.

Sucha skóra i dobre doświadczenie z poprzednimi produktami skłoniło mnie jednak do zakupu masła do ciała z awokado od Bielendy.






Bardzo obawiałam się zapachu - miałabym spory problem gdyby okazało się, że po otworzeniu pudełka masło pachnie tym faktycznym, prawdziwym awokado. Na szczęście, ku mojemu ogromnemu zadowoleniu, produkt pachnie przepięknie. Nie wiem cóż to za zapach ale jest niesamowity, delikatny a zarazem trwały i orzeźwiający.




Masło z Bielendy ma lekko zielony kolor, przyjemną maślaną konsystencję, jest treściwe ale nie zbite.  Odkąd używam tego masła moja skóra odżyła, nie tylko pozbyłam się swędzenia, które dopadało mnie późnym popołudniem ale również nie potrzebuję dodatkowej aplikacji wieczorem, co dla mnie, osoby która ledwo kontaktuje i jest mega leniwa o tej porze dnia, znaczy niezmiernie dużo :-)

Awokado z Bielendy jest bezapelacyjnie najlepszym produktem z tej kategorii, które do tej pory próbowałam. Jego możliwości nawilżające i odżywiające są genialne a zapach uwodzi za każdym razem.


Polecam go każdemu z suchą i kapryśną skórą!

piątek, 9 stycznia 2015

109. LBA po raz trzeci





Do tej zabawy zostałam zaproszona już po raz trzeci, tym razem przez uroczą blogerkę Kaję z  Kajatestuje.

Mam nadzieję, że odpowiedzi Was zainteresują.


1. Jaki jest Twój ulubiony umilacz kąpieli?
W obecnym miejscu mieszkam od prawie 10 lat  i w wannie kąpałam się może ze 3 razy - zdecydowanie wolę prysznic i to tu trzymam swoje umilacze :-)


2. Jakie peelingi do ciała lubisz?
Dla mnie najważniejsze jest działanie - uwielbiam mocne zdzieraki. Ulubieńcem jest więc peeling arganowy z Delii choć przyznam, że ostatnie pomarańczowe odkrycie z Veroni też mieści się w tej kategorii.


Na drugim miejscu jest zapach i tu bezapelacyjnie wygrywają peelingi z Perfecty.


3. Mleczko do demakijażu czy płyn micelarny?
Nie cierpię mleczek, tego uczucia, tej konsystencji - ble. Zdecydowanie preferuję płyny micelarne.


4. Ulubiona perfuma?
Od jakiegoś roku jestem zakochana w perfumach Gorgio Armaniego



Jest idealny - nie ma ani jednej niepotrzebnej nuty zapachowej, jest wielowymiarowy, przepiękny, długotrwały, niebanalny

 A ostatnim moim odkryciem jest:


 
Jest totalnie przepiękny - uwiódł mnie w 1000%


5. Kot czy pies?
 Zależy od osobowości zwierzaka ale raczej koty niż psy.

6. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
Bardzo ciągnie mnie do Chorwacji, uwielbiam również kraje skandynawskie.
 Kilka lat temu  zakochałam się również w Stambule i Teneryfie. 


7. Jaki rodzaj maseczek jest twoim ulubionym?
Wszystkie z glinkami - białą, zieloną. No i Bandi zwężająca pory - totalny ulubieniec


8. Szminka czy błyszczyk?
Ostatnio zaczynam przekonywać się do szminek, nie zdetronizowały jeszcze błyszczyków ale są blisko. 


9. Jakiej odżywki do paznokci używasz?
Teraz używam olejku do paznokci firmy Mr Nail. 

Jakiś czas temu używałam odżywki z Eveline ale zmasakrowała mi paznokcie i się szybko pożegnałyśmy.

10.Jakie jest twoje ulubione śniadanie?
Niespieszne. Może być sucha bułka byleby było niespieszne i bezstresowe. 


11. Co myślisz na temat Wielkiej Orkiestry  Świątecznej Pomocy?
Nie wiem, czy tam rzeczywiście coś dzieje się z pieniędzmi ale wiem, że sprzęt z WOŚP-u uratował córkę mojej przyjaciółki.
Cieszę się, że jest ktoś, kto potrafi wydobyć z Nas choć odrobinę altruizmu i bezinteresownej dobroci.

Teraz moja kolei. W poprzednich postach, z tej serii, nie nominowałam innych - pytania były otwarte dla każdego. Nie widziałam by ktoś na nie odpowiedział, więc dziś jednak nominuję kilka osób :-)


Moje pytania:

  1. Dlaczego blogujesz? Jak to się stało, że zaczęłaś swoją przygodę z blogowaniem? 
  2. Co Cię napędza w życiu prywatnym? Co jest Twoją pasją? 
  3. Czego szukasz na innych blogach?   
  4. Co lubisz w ludziach a co Cię w nich zniechęca?
  5. Jakich kosmetyków jeszcze poszukujesz?
  6. Na co zwracasz uwagę kupując kosmetyki (pielęgnacja i kolorówka)?
  7. Bez jakich kosmetyków nie mogłabyś się obyć?
  8. Jakie 5 rzeczy zabrałabyś na bezludną wyspę?
  9. Komponując paczkę dla swojej najlepszej przyjaciółki jakie ryeczy byś jej przesłała?
  10. Ulubiony vlog / blog.

A nominuję
Przypis - wybrałam osoby, które mają mniej niż 100 obserwatorów i potrafiłam znaleźć linki (bo okazało się że nie wszystkie podane działają)




Linki powiązane