piątek, 27 marca 2015

146. Powiew młodości z kremem BB z Under20

 Krem BB
Under20

Od jakiegoś czasu szukam idealnego kremu BB, więc kiedy  podczas zakupów w Biedronce zobaczyłam te krem z Under20 stwierdziłam, że warto zaryzykować - a nuż się sprawdzi...
Przez dłuższy czas testowałam go zarówno solo jak i w połączeniu z podkładem Rimmel Wake me up.
Jeśli jesteście ciekawe czy się sprawdził czy nie zapraszam na posta poniżej.


Informacje podstawowe

Pojemność: 75 ml
Kolor: 01
Konsystencja: dość płynna
Dodatkowo: krem posiada algi, kwas hialuronowy, pigmenty, filtry UV, antybakteryjny






Skład
 
  • Za pierwszym razem nakładałam go palcami, okazało się to dużym błędem - krem maział się, zostawiał smugi, generalnie kiepsko to wyglądało --> dużo lepiej nakłada się go pędzlem
  • Bardzo dobrze łączy się z podkładem z Rimmela 
  • Kolor jest idealny z moim kolorem cery
  • Krycie jest typowe dla kremów BB, zakrywa jaśniejsze piegi i niedoskonałości
  • Nie podkreśla suchych skórek
  • Dziwacznie osadzał się na moim nosie i brodzie - jaśniejsze kropeczki pojawiały się na porach i nie dało się ich usunąć, nie spotkałam się z tym przy innych produktach
  • Wyciera się dość równomiernie, trwałość typowa dla kremów BB
  • Matuje ale dość delikatnie, świecić zaczynałam się po 2-3 godzinach noszenia
  • Krem BB zapchał mnie i to bardzo - ja generalnie nie mam problemów z zapychaniem, niestety w tym przypadku ilość krost (w szczególności przy płatkach nosa) była przeogromna - dzięki niemu znów poczułam się jak nastolatka z trądzikiem - tu totalna i w 200% skucha


Krem kilka dni temu powędrował w świat, nie miałam ochoty ani próbować ani kombinować, nie warto, przeżyłabym przypudrowywanie czy używanie pędzla przy nakładaniu ale za stara jestem na trądzik i tu kompromisu nie będzie.

To mój pierwszy produkt z tej firmy i szczerze zastanawiam się nad kolejnymi, jakoś straciłam zainteresowanie...


A czy Wy używałyście takich bubli, które zniechęciły Was do innych produktów danej marki?


czwartek, 26 marca 2015

145. Marcowe denko - czyli moje hity i kity

Legenda
Lubię - kupię na pewno
Ok - może kupię ale nie jest to produkt super, znam lepsze
Nie - zdecydowanie produkt nie jest dla mnie


ŻELE POD PRYSZNIC

 Atoperal - żel do ciała z mocznikiem - bardzo fajny, przyjemny dermokosmetyk. Opowiadałam o nim (jak i o koledze) w tym poście.
Wrócę jeśli moje problemy ze skórą powrócą.

Physiogel - również przyjemny kosmetyk, mniej wydajny od Atoperala i trochę z mniej przyjemny jeśli chodzi o zapach.
Dobry, ale wolę poprzednika.


 WŁOSY


Ziaja - szampon przeciw wypadaniu włosów. Mój ulubieniec jeśli chodzi o szampony z tej kategorii. Bardzo wydajny. W sumie wystarczył by mi na trochę dłużej ale rano w amoku 2x użyłam go jako żelu pod prysznic. Przyjemny zapach z ledwo wyczuwalną miętą. Pozostawiony na głowie lekko mrowi skórę. Ładnie oczyszcza włosy, nie zostawiając ich jednak sianowatych czy nieprzyjemnych w dotyku.
Mam już kupione następne opakowanie.

Orientana - ajurwedyjski tonik do włosów. Super kosmetyk, bardzo go lubiłam za działanie i zapach trochę mniej za ślimaczenie się na butelce. Pisałam o nim tutaj.
Co ciekawe mam wrażenie, że obok wspomagania wzrostu włosa przeciwdziałał również wypadaniu.
Kupię jak wykończę analogiczny tonik z Apeczki Agafii.



 TWARZ
 

Kolastyna - żel do mycia twarzy. Na szczęście go skończyłam. Czasami ściągał czasami przesuszał, pod sam koniec nie miałam przyjemności w korzystaniu z niego. Więcej przeczytacie tu. 
Nie kupię, znam kilka dużo lepszych niż ten.

Ziaja - płyn micelarny liście zielonej oliwki - przyznam, że końcówkę wylałam. Miałam go dość, szczypał mnie w oczy i generalnie mnie irytował. Krótki opis znalazł się w poście zalinkowanym powyżej.
Nie kupię, nie warto.

Carea - płatki kosmetyczne - zazwyczaj wyrzucam opakowanie, tym razem pamiętałam, by je zostawić. Wiem, że są to popularne płatki, ja jednak uważam, że są totalnie przeciętne. Nie lubię ich do zmywania lakieru z moich paznokci (a zmywanie brokatu kończy się przeklinanie ich przy równoczesnych wyrywaniu kłaczków). Nie, nie, nie....
Nie kupię więcej.


 CIAŁO
  


Isana Med - balsam do ciała z 10% mocznikiem. Genialny produkt, mimo mało przyjemnego zapachu jest moim ulubieńcem. Moja skóra była niesamowicie przyjemna, bardzo żałowałam, że się skończył.
Kupię jak tylko skończę masła do ciała, które mam już otwarte.

Lipobase - krem do ciała. Idealny do zabezpieczenia przed wysuszeniem skóry. Bardzo gęsty, pastowaty, tłusty, dobrze się wchłania.
Wrócę przy dużych problemach ze skórą, ogólnie jednak wolę Isanę.

Jardins de Provance - peeling do ciała. Dość przyjemny w zapachu, przeciętny peeling. Nie żałuję, że go kupiłam ale raczej nie będę do niego wracać.
Raczej nie kupię.


POZOSTAŁE

Bella - wkładki. Bardzo przyzwoity produkt. Są cienkie, robią co mają robić.
Mam już kupione następne opakowanie.

Colgate - pasta do zębów. Bardzo fajna pasta. Jest bardzo wydajna, dobrze myje, ma łagodny smak a świeżość oddechu utrzymuje się długo, choć krócej niż w przypadku pasty w czerwonym opakowaniu (optic z niebieskimi drobinkami).
Kupiłam pełne opakowanie

Acuvue - soczewki 2 tygodniowe. Od wielu lat właśnie tych używam, jakiś diabeł podkusił mnie wypróbować innych i bardzo żałuję. Ogromnym ich plusem jest to, że długo utrzymują miękkość, mogę nosić cały dzień i wieczór i nie mam wrażenia suchych oczu. Najlepsze jakie miałam do tej pory.
Wrócę jak zmęczę te, które mam teraz.

Rexona - desodorant. Przyjemny kosmetyk, aczkolwiek wolałam bodajże niebieską wersję. Czasami brudził ubrania.
Nie kupię, wolę te przeznaczone dla facetów.

Eveline - krem do rąk z 5% mocznikiem - uwielbiam ten krem. Bardzo fajny zapach, dobrze nawilża. Nie mam się do czego przyczepić.
Kupię jak znajdę.

Eveline - tusz do rzęs - 3D Glam - pod koniec kruszyła się już i trochę piekła w oczy. Dobra codzienna maskara. Więcej napisałam tu.
Nie wiem czy wrócę, nadal szukam maskary, która poza wydłużeniem da mi jeszcze pogrubienie.


Małe podsumowanie:
Kupię: 8 produktów
Raczej nie kupię: 5 produktów
Nie kupię: 3 produkty

Nie jest źle więcej produktów mi przypasowało niż było odpychających.

wtorek, 24 marca 2015

144. Masz ci babo placek....

Babie nie dogodzisz, zawsze coś....

W zeszłym tygodniu wzięłam próbkę kremu BB z The Body Shop. Skuszona dobrymi recenzjami moich koleżanek stwierdziłam, że sama chce się przekonać o co chodzi....


Krem BB 
The Body Shop
Tea tree
recenzje - wizaż.pl
żródło: wizaż.pl
Wybrałam najjaśniejszy odcień 01, który pasował wprost idealnie, rzadko zdarza mi się tak dobrze dobrać podkład / bb krem itp.

Próbka wystarczyłam mi na 3 razy więc recenzji per se nie będzie ale postanowiłam naskrobać coś małego.

Plusy:
  • całkiem nieźle kryje, nie jest to podkład ale wyrównuje koloryt, pokrywa jaśniejsze piegi
  • ładnie matuje - nie jest to płaski mat
  • nie mazia się przy aplikacji, dobrze stapia się ze skórą
  • przy bazie wytrzymuje cały dzień
  •  trzyma mat przez pół dnia - w tym momencie nie muszę nawet używać pudru

No dobra wszystko pięknie ładnie więc o co chodzi...

No cóż, nie wiem czy próbowałyście czegokolwiek z tej linii ale ten krem pachnie bardzo, bardzo intensywnie drzewem herbacianym - on po prostu cuchnie. Zapach nie tylko jest bardzo intensywny ale jeszcze trwały. Nawet po 2-3 godzinach jest wyczuwalny nie tylko przeze mnie ale również np. przez moje córy, które nie cierpią tego zapachu.

I tu wracamy do tytułu tej notki.... Po całkiem długich poszukiwaniach, wypróbowaniu multum próbek z różnymi kremami natrafiłam na tego cudaka. Pasuje mi w każdym calu oprócz nieszczęsnego zapachu. Jestem nawet skłonna wydać prawie 40 pln (chyba, nie pamiętam dokładnie) na niego ale nie wiem czy będę w stanie przyzwyczaić się do tego smrodku.

Ech wiem, że to problem niemalże tak wielki jak głód na świecie ale musiałam to napisać.

Co o tym sądzicie, czy byłybyście skłonne używać czegoś co odpowiada Wam we wszystkim oprócz zapachu?

A może polecicie mi jakiś jasny krem bb/cc, z którego jesteście zadowolone?



poniedziałek, 23 marca 2015

143. W poszukiwaniu idealnej codziennej maskary - odc.3 - Eveline Magnetic Look

To już 3, przedostatnia, odsłona tuszy od Eveline Cosmetics.
Dwie poprzednie znajdziecie tu i tu.

Dziś na tapecie:

Eveline Cosmetics

Magnetic Look

Ultra volume mascara



             Info podstawowe

Pojemność: 10 ml
Obietnice: ultra pogrubiający tusz do rzęs 200% większa objętość
Szczoteczka: silikonowa, elastyczna, lekko wyginająca się






Zanim się rozpiszę najpierw pokażę Wam co toż ten zielony cudak robi z moimi rzęsami.

Tak wygląda moje oko bez grama tuszu




Tak wygląda przy jednej warstwie




A tak wygląda przy dwóch warstwach tuszu







A teraz porównanie oka z dwoma warstwami i oka bez tuszu 






  • tusz ma bardzo przyjemną szczoteczkę, jest dość elastyczna ale w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Delikatnie się ugina co sprawia, że praktyczne nie czujemy jej na rzęsach
  • tuszu na szczoteczce jest tyle ile powinno, nie musimy jej wycierać ani bać, że się momentalnie upaskudzimy
  • jak widzicie, nawet przy dwóch warstwach na rzęsach nie ma śladu grudek, tusz również ich nie skleja
  • maskara przepięknie wydłuża i podnosi rzęsy
  •  Nie jest to produkt, którym otrzymamy grube dramatyczne rzęsy
  • nie odbija się, nie kruszy, bardzo fajnie się zmywa
  • przy 2 warstwach rzęsy "widać" kątem oka - nie wiem czy dobrze to wytłumaczę ale patrząc kątem oka widzę swoje rzęsy, co lekko mi przeszkadza.

Ogólnie jest to bardzo fajna, codzienna maskara. Używając jej na pewno wydłużymy i podniesiemy rzęsy, jeśli jednak szukamy również dramatycznego pogrubienia to albo musimy użyć jeszcze innego tuszu albo w ogóle poszukać innego produktu.

A Wam jak się podoba?
Jakich tuszy używacie by pogrubić swoje rzęsy?



czwartek, 19 marca 2015

142. O biało-czerwonym śmierdziuszku

Zarówno zdjęcie jak i tytuł dużo mówi o dzisiejszej notce.
Każdy kto miał, używał produktów z linii ISANA MED wie, że nie pachną one zbyt zachęcająco. Czy jednak  mleczko do ciała sprawdziło mi się czy też wyrzuciłam je w diabły dowiecie się z poniższego posta.



Informacje podstawowe

 Pojemność: 200 ml
Konsystencja: coś pomiędzy balsamem a mleczkiem 
Zapach: śmierdzi :-)
Info dodatkowe:10% mocznika


Skład

Moja ocena
  • Jak już wspomniałam, balsam śmierdzi, jeśli używałyście kremu z 5 czy 5,5% mocznikiem kojarzycie zapach. Tu pomóżcie sobie aromacik x2 i będziecie miały zapach tego mleczka - koty uciekają przede mną, kiedy się nim wysmaruje.
  • Mleczko nie wchłania się błyskawicznie ale robi to naprawdę przyzwoicie.
  • Delikatnie się klei i u mnie zostawia lekki "blask" na skórze, znika on po ok. 20-30 minutach.
  • Bardzo dobrze nawilża skórę. Nawilżenie utrzymuje się długo, nie tak długo jak przy masłach ale jak na taki produkt jest dobrze.
  • Mleczko niezbyt dobrze współpracuje, kiedy ciało jest niedokładnie wytarte. Jeśli natrafimy na mokre partie, lekko się mazia i jakby "pzeskakuje".
  • Rewelacyjnie zabezpiecza moje suche placki na goleniach.
  • Genialnie koi i uspokaja skórę.
  • Produkt nie należy do zbyt wydajnych kosmetyków. Używam go dość hojnie ( i często bo 2x dziennie) i mam wrażenie, że inne produkty tego rodzaju były bardziej wydajne.


Mimo totalnie odpychającego (jak dla mnie) zapachu jest to kosmetyk, który powinien znaleźć się u każdej osoby z suchą czy problematyczną skórą. Dzięki regularnemu stosowaniu skóra swędzi mnie dużo mniej, suche placki skóry zmniejszają się każdego dnia a ja nie muszę wydawać nie wiadomo jakiej kasy na dermokosmetyki.

Jeśli więc jesteście na etapie szukania czegoś podobnego i możecie przezwyciężyć smrodek to szczerze Wam go polecam :-P

środa, 18 marca 2015

141. AA: jedno małe rozczarowanie i jedno małe zaskoczenie


Kiedy byłam młodsza kosmetyków AA miałam mnóstwo - uwielbiałam ich balsamy do ciała, kremy do rąk czy twarzy. Z czasem odkrywałam coraz więcej innych, ciekawszych produktów i AA poszło w zapomnienie. Kiedy jednak zauważyłam na którymś z blogów zapowiedź nowych produktów, wiedziałam, że muszę na nie zapolować. Koniecznie chciałam wypróbować żel micelarny, peeling był koniecznością wynikającą ze skończenia żelu peelingującego z Ziai.


Żel micelarny  
AA oil infusion


Informacje podstawowe

Pojemność: 200 ml
Zapach: brak
Konsystencja: nie żel ale też nie płyn, coś pomiędzy
Kolor: przezroczysty z widocznymi bąbelkami
Info dodatkowe: olej awokado (8. miejsce), olejek babassu (7. miejsce)



Moja opinia
  • Obok braku zapachu zaskoczyła mnie konsystencja tego produktu. To coś pomiędzy żelem a płynem micelarnym. Przyznam, że nie do końca mi to odpowiada, preferuję bardziej zdecydowane konsystencje.
  • Produkt nie pieni się, mycie twarzy jest dość dziwnym doświadczeniem. Niby się czymś myję i coś tam czuję ale tak nie do końca wierzę, że dostatecznie oczyszczę twarz.
  • Używając większej ilości żelu spokojnie można zmyć cały podkład i resztki tuszu.
  • Nie podrażnia, nie szczypie w oczy, nie ściąga skóry.
  • Nie zauważyłam, by nawilżał skórę - nie ściąga jej ale na pewno nie nawilża.

 Żel peelingujący 
AA oil infusion




Informacje podstawowe

Pojemność: 150 ml
Zapach: dość intensywny, zostaje po użyciu.
Konsystencja: dość płynna, średnia ilość drobin peelingujących
Info dodatkowe: olejek awokado (8. miejsce), pantenol (9. miejsce),  olejek babassu (11. miejsce)


Moja ocena
  • Zapach jest totalnie przepiękny. Bardzo mi się podoba, zapach zostaje na twarzy na kilka dobrych chwil po aplikacji. Aromat jest niesamowicie zbliżony do masła z Planeta Organica.
  • Drobin mogłoby być więcej, ale w sumie daje radę. Skóra wygląda bardzo ładnie i jest przyjemnie gładka.
  • Peeling nie podrażnia, nie powoduje ściągnięcia, nie szczypie w oczy. 
  • Można używać go codziennie.
  • Nie zauważyłam by, dzięki olejkom, jakoś specjalnie nawilżył.



Podsumowanie

Jak dla mnie żel micelarny okazał się lekkim niewypałem - nie tylko konsystencja mi nie odpowiada ale również samo działanie. Taki syndrom "ni to pies ni to wydra" - no przecież myje, zmywa, nie podrażnia no ale to wszystko jest takie wymuszone, takie niedopracowane. Dla mnie to produkt, który jest na pół gwizdka, taki średniak do zapomnienia.

Natomiast żel peelingujący jest fajnym, wartym wypróbowania produktem. Dobrze i zarazem delikatnie peelinguje, przepięknie pachnie, nie podrażnia. Nie jest to produkt, który zastąpi mi ulubionego z Ziai ale jest zdecydowanie produktem, który z przyjemnością będę używać przez najbliższy czas.


P.S. W serii znajdziecie również kremy do twarzy, olejek do twarzy i krem pod oczy.


No i pytanie dnia :) : Miałyście te produkty, przymierzacie się do któregoś czy kompletnie Was one nie interesują?


poniedziałek, 16 marca 2015

140. Promocyjnie - Superpharm

Dawno nie było u mnie tego rodzaju postu....
Uznałam, że tym razem warto powiedzieć / przypomnieć o promocji w Superpharmie.

W dniach 17-18.03 możemy kupić wybrane marki o 50% taniej








Dodatkowo między 12 a 25.03 Superpharm oferuje niektóre polskie marki po niższej cenie - gazetka




piątek, 13 marca 2015

139. Ramie w ramie z dermokosmetykami

Do dermokosmetyków wracam tylko i wyłącznie wtedy kiedy moja skóra przeżywa kryzys. Tym razem okazał się on długi, upierdliwy i zwyczajnie męczący. By doprowadzić swoją skórę do normalnego stanu zaopatrzyłam się w kilka produktów, które dziś chciałabym Wam przedstawić.


Żel do mycia twarzy - Physiogel
do skóry suchej i wrażliwej


  • Żel praktycznie nie ma zapachu, delikatnie się pieni
  • teoretycznie można  zmyć nim makijaż (podkład itp) ale wymaga to trochę więcej czasu i kilkukrotnego aplikowania żelu
  • nie piecze, nie ściąga skóry
  • rzeczywiście koi skórę, ładnie ją nawilża i zmiękcza
  • nie zawiera barwników
  • bardzo wydajny, mała ilością jestem w stanie umyć całą twarz



Żele pod prysznic 
ATOPERAL i PHYSOGEL


ATOPERAL 
  • nie zawiera barwników
  • zapach - to jak połączenie zapachu starszej pani i rozgniecionej właśnie apsiryny - jest bardzo delikatny ale wyczuwalny podczas kąpieli
  • całkiem nieźle się pieni, piana nie jest bardzo gęsta 
  • dobrze myje
  • zostawia skórę miękką i odświeżoną
  • wydajny
Skład:


PHYSIOGEL
  • nie wysusza, skóra jest miękka i nawilżona
  • piana jest gęsta i bardzo zwarta
  • zapach - przypomina mi aptekę z dziecinnych lat; apteczny, lekarski - bardziej wyczuwalny niż w Atoperalu ale nadal znośny
  • niezbyt wydajny - bardzo szybko mi się skończył (150 ml)
  • nie podrażnia
Skład:



LIPOBAZA 
krem do ciała


  • bardzo gęsty krem o konsystencji pasty do zębów 
  • dość tępy i tłusty, co odrobinę utrudnia rozsmarowywanie
  • genialnie zabezpiecza podrażnioną i suchą skórę - robi to nie tylko skutecznie ale również na długi czas
  • całkiem wydajny, pod koniec miałam spory problem z wyciskaniem kremu z tuby
  • nie podrażnia skóry


Wszystkie te kosmetyki sprawdziły mi się bardzo dobrze i skutecznie pomogły mi wyprowadzić moją skórę na prostą.

Jeśli więc któraś z Was ma problemy skórne i waha się lub nie wie co wybrać, to warto rozejrzeć się właśnie za tymi produtkami.


Jestem ciekawa czy zdarza Wam się kupować tego rodzaju produkty a jeśli tak to czy macie swoich ulubieńców?


wtorek, 10 marca 2015

138. 3 kolory brązowy

Zakupy kolorówki są u mnie ostatnio wielką rzadkością, kiedy więc się wydarzyły byłam lekko zaskoczona. Okazało się, że wszystkie moje produkty są brązowe. Lubię brąz, lubię siebie w brązie ale kiedy 3 produkty na 3 zakupione są brązowe to już dziwaczne.





 Golden Rose - satynowy cień do powiek nr. 209 
Nie zamierzałam kupować żadnego cienia, niestety lub stety malując się codziennie paletą z GR zauważyłam, że brakuje mi zwykłego codziennego brązowego cienia - takiego bez drobinek, błysku i jakiegokolwiek blink blink. Na wyspie Golden Rose znalazłam to cudo. Przepiękny satynowy cień o nr. 209. Jest dobrze napigmentowany, dobrze się rozprowadza, fantastycznie blenduje. No i te urocze opakowanie - super, strzał w 10.



Isadora - żelowy eyeliner 
Przez bardzo długi czas szukałam brązowego eyelinera, dopiero w Douglasie znalazłam Isadore. Te małe cudo znalazło się już w moich ulubieńcach ale warto powiedzieć o nim trochę więcej. Na zdjęciu kolor wyszedł odrobinę przekłamany, w rzeczywistości jest to bardzo głęboki i zarazem soczysty brąz. Pędzelek dołączony do produktu sprawuje się dobrze, dla mnie jednak idealny okazał się pędzelek od Glam Grush O11. Produkt trzyma się cały dzień, nie kruszy się, nie znika, nie przemieszcza. Jeśli chodzi o zmywanie, to używając Ziai (micel z liści oliwki) miałam z tym duży problem, Bandi radzi sobie idealnie.



 Golden Rose - eyeleiner w pisaku

Kupując cień wypatrzyłam również eyeliner w pisaku. W związku z tym, że jestem totalna noga jeśli chodzi o tego rodzaju produkty w pędzelku, stwierdziłam, że może być to dobry produkt do nauki. Nie pamiętam ile kosztował (był zresztą w promocji) ale gdzieś koło10 pln. 
Tak jak nad dwoma powyższymi rozpływam się jak pączek w maśle, tak tutaj zachowuje pewną rezerwę. Po pierwszy zamknięcie, z czasem, robi się dość luźne - nie spada ale nie słychać już tego "klik" przy zamykaniu, co powoduje, że nie jestem do końca przekonana czy na pewno go zamknęłam czy nie. Dwa - rysując bardzo cienką linię potrafi przerywać lub robić prześwity. Wiem, że sporo pisaków to robi ale wolałabym jednak się nie bawić z tym za każdym razem. 
Jeśli chodzi o plusy to eyeliner ma przepiękny głęboki kolor, szybko i wygodnie się go aplikuje, nie ściera się nawet kiedy nakładamy 2. warstwę. Nie znika, nie odbija się i nie wędruje po całej powiece.



Na samej górze oczywiście widać cień z GR, poniżej eyeliner z Isadory. Dwa najniższe kreski to eyeliner w pisaku z Golden Rose.


A czy Wy kupując kolorówkę kończycie z produktami bardzo do siebie podobnymi lub z tej samej kategorii?