poniedziałek, 26 października 2015

242. Kochanie, przedawkowałem dzieci





O tym, jak hojna jest moja córa przekonałam się w sobotę rano przy krojeniu marchwi. Z sekundy na sekundę pociemniało mi w oczach, zrobił się kołowrót i mogłam organoleptycznie stwierdzić, co jadłam na kolację dnia powszedniego. Moja córa przekazała mi z całą dobrocią inwentarza rota wirusa.  Bez zgody i szerszych konsultacji zostawiłam małża z potworami i poszłam spać. Późnym wieczorem obudziły mnie wrzaski, syki i bulgotania. Okazało się, że córy bratają się z dinozaurami grając na ps4. Kiedy zeszłam na dół moja lepsza połowa wyglądała gorzej ode mnie. Leżał na kanapie, dysząc głęboko a szklanica piwa stała nietknięta. (Trzeba Wam wiedzieć, że jeśli piwo w sobotni wieczór odgazowuje się nietknięte to sytuacja jest poważna). I nie, moja lepsza połowa nie padła ofiarą rota, to było klasyczne przedawkowanie dzieci.  Gdy mnie zobaczył padły wspomniane już słowa: „chyba przedawkowałem dzieci, mam dość”.
Jeden, niepełny dzień z dwoma przedstawicielkami  płci pięknej spowodowało zepsucie starucha :D. Naprawa trwała całą niedzielę i z uczuciem ulgi i szczęśliwości w poniedziałek rano mój małż poszedł do pracy.

Mój małż to dobry człowiek. Trochę czasu zajęła mu nauka obsługi potworzyc ale w tym momencie radzi sobie całiem nieźle. Jednak takie akcje jak sobotnia pokazują jak niewiele potrzeba, by mężczyzna, ta silna płeć, poległa na całej linii.
Pomimo faktu, że mi go trochę żal, to w duchu serca trochę się i cieszę i śmieję. Cieszę, bo przekonał się na własnej skórze, że i tak samodzielne już dzieci, potrafią wykończyć. A śmieję, bo miałam możliwość podokuczania mu trochę i powtórzenia "mądrości", którymi mnie raczył, kiedy ja mówiłam, że to wycieńczające doświadczenie.


P.S. Przepraszam kolejny post niekosmetyczny ale jeszcze mam lekko rozmiękły mózg i nie jestem w stanie sklecić niczego sensownego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz :)