SYLVECO
KOJĄCY BALSAM DO CIAŁA
Informacje podstawowe:
Pojemność: 300 ml
Przydatność po otworzeniu: 6 miesięcy
Konsystencja: gęstszy niż standardowe balsamy
Zapach: dla mnie pierwsze skrzypce gra tu mięta pieprzowa
Składniki aktywne:
Skład:
Moja ocena:
Producent postawił sobie bardzo wysoko poprzeczkę - balsam ma robić wszystko to, czego oczekiwałabym od kosmetyku idealnego: nawilżać, równoważyć, odżywiać, uelastyczniać, koić. Po prostu bajka, żyć nie umierać...
- balsam jest trochę bardziej gęsty od standardowych produktów, dobrze jednak rozsmarowuje się na ciele;
- przy większej ilości potrafi zostawić smugi;
- dość szybko się wchłania, po kilku minutach spokojnie można się ubrać;
- zapach potrafi przenieść się na ubranie; staje się mniej wyczuwalny po ok. 1 h, z bliżej odległości jest wyczuwalny nawet do kilku godzin;
- ponieważ zawiera olejek miętowy delikatnie chłodzi - ja lubię taki efekt, nie przeszkadza mi, jest to jednak aspekt, na który trzeba zwrócić uwagę;
- całkiem nieźle nawilża, na dany moment poziom jest wystarczający sądzę jednak, że dla kogoś o bardzo suchej skórze mógłby być za słaby;
- skóra jest delikatniejsza i milsza w dotyku, nawet wieczorem nadal czuć działanie balsamu;
- po ochach i achach czas na małe rozczarowanie - nie do końca radzi sobie z ukojeniem ewentualnych zaczerwienień - robi to, ale na przeciętnym poziomie - balsam z Ziai pro (z mocznikiem) robi to dużo lepiej... w sumie to nawet nie ma porównania, Ziaja wygrywa w przedbiegach.
Z dużą przyjemnością używam tego produktu. Sylveco zrobiło przyzwoity balsam.
Nie wiem czy do niego wrócę, najpierw wypróbuje kuzyna (balsam brzozowy), podobno specjalisty ds. zwalczania suchej skóry.
Miałyście ten balsam, a może brzozowego kolegę? Co o nich sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)