Z ogromną fascynacją obserwuję ciągłe metamorfozy moich córek. Czasami zmiany są drastyczne, mam wtedy ochotę kupić bilet w jedną stronę na Marsa; czasami są bardzo delikatne i rozczulające.
Starsza potworzyca nawiedza od jakiegoś czasu szkołę podstawową, większość dzieciaków z jej klasy pamiętam jeszcze jako małe siuśki w rajstopkach z przedszkola. Teraz, kiedy patrzę na nich miotają mną sprzeczne uczucia, coś pomiędzy: Rany boskie, kiedy oni tak zmądrzeli; do: Rany boskie, chyba zabiję tego głupiego dzieciaka.
O ile chłopcy najczęściej się biją, przekrzykują czy szturchają, o tyle dziewczyny (niektóre oczywiście) zamieniają się w prawdziwe czarownice. Przebiegłe, pamiętliwe, złośliwe, jednym słowem zołzy. Zołzy o anielskim obliczu.
Dynamika grupy psiapsiółek mojej córki zawsze była dość rachityczna - kiedy miała jedną koleżankę od serca, to nie można było usłyszeć zdania bez wtrącenia jej imienia. Imitowanie jej śmiechu, przez moją latorośl, doprowadzało mnie do szału (coś jak rżenie konia z czkawką). Przez prawie dwa lata były jak papużki nierozłączki.
Ostatnimi czasy zarówno wspominki jak i rechot ucichł - zaczęły się utyskiwania. Okazało się, że z koleżanki zaczęła wyrastać wspomniana już zołza. To, że wie wszystko, była wszędzie itp. itd. ogarniam jeszcze swoją starą makówką (taki wiek, uczy się rozmawiać z ludźmi, chce zdobyć uznanie i przyjaciół). Nie znoszę jednak tego jak ta 10 latka owija sobie kolegów z klasy wokół palca, robi to z klasą i umiejętnością jakiej brakuje niejednej dorosłej kobiecie. Nie toleruję tego jak wyśmiewa mniej zamożne, mniej ładne koleżanki. Jednak tego, w jaki sposób zmanipulowała inną dziewczynkę normalnie nie dzierżę. W ciągu kilku miesięcy, tak dramatycznie zmieniła sposób jej zachowania, że ta stała się prawdziwym trenowanym Frankensteinem.
Przyznam, z jednej strony odczuwam pewien rodzaj fascynacji - jej umiejętności manipulacji są zastanawiająco wysokie, z drugiej zaś strony, obawiam się, co będzie za 3-5 lat. Co będzie kiedy hormony uderzą do głowy i nastanie era dojrzewania?
Przyznam również, że niekiedy nachodzą mnie bardzo niskie i prymitywne myśli. Nie jestem z nich specjalnie dumna ale czasami myślę, że dobrze by było gdyby w okresie dojrzewania stały się np. pryszczate. Ciekawa jestem, czy choć odrobinę empatii udałoby się wyhodować w ich głowach?
Jestem ciekawa czy Wy miałyście / macie w otoczeniu takie osoby? Jak z nimi postępujecie, jak je postrzegacie?
P.S. żeby nie było, próbowałam kilka razy zagadać do opiekunów tych dwóch panien - jedna nie wierzy, druga mnie zakrzyczała - jej wnuczka jest niesprawiedliwie postrzegana, oceniana i to wszystko wina innych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)