wtorek, 5 grudnia 2017

425. Ruch na rzecz obrony maliny

Jakiś czas temu popełniłam zakupy na stronie Starej mydlarni. Do tej pory nie miałam nic z tej firmy a kusiła mnie od bardzo dawna.  Paczka przyszła niezmiernie szybko, zapakowana jak marzenie. Tu nie miało być prawa nic się wylać, otworzyć czy zniszczyć.




INFORMACJE PODSTAWOWE:

Pojemność: 200 ml
Zapach: malina bez dwóch zdań ale z dużą dozą teiny… wiem, że brzmi to dziwacznie ale no nie da ująć się tego inaczej
Konsystencja: galaretka  z dużą ilością drobinek
Info od producenta:
 


Gdy otworzyłam opakowanie mój nos zwariował. Wyczułam genialną, prawdziwą malinę z tą przedziwną teiną. Coś nieziemskiego, niespodziewanego…
Niestety dalej jest tylko gorzej… chociaż nie.... zmywanie produktu jest również proste i bezbolesne (tzn. nie zostaje na skórze, nie brudzi itp. itd.)
Produkt dobrze się nakłada ale to bardziej mizianie się po nogach niż usuwanie martwego naskórka. Kompletnie bez znaczenia jest czy nakładam go w dużej ilości czy małej, czy masuje minutę czy jak zaleca producent 3 rezultat jest zawsze taki sam…. Coś tam czuję ale to naprawdę jest „mizeria”, efekt placebo.
Nie wiem czy napisać czy produkt jest wydajny czy nie, on nie działa w żadnej ilości więc nie ma znaczenia ile dacie.
Dodatkowo SLS wysoko w składzie skutecznie mnie zniechęcił do pomysłu przetestowania go jako peeling do twarzy.


Przy każdym użyciu mam uczucie rozczarowania i lekkiego bezsensu. Tak przepiękne owoce jak maliny skończyły bezsensownie w czymś takim…. Czy nie lepiej byłoby zrobić z nich dżemu, herbaty owocowej czy chociażby zjeść  … szkoda , po prostu szkoda……


Nie wydaje mi się, bym musiała się powtarzać ale kompletnie nie polecam tego produktu…. No może jedynie do powąchania ale by wydać (niemałą) kasę na to to już nie. Nie warto. Odpuście sobie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz :)